sobota, 3 marca 2012

4. More than this



Z PERSPEKTYWY MARCELINY

Kompletnie nie spodziewałam się takiego zakończenia dnia. Harry i Eliza wymknęli się po cichaczu, od razu to zauważyłam. Znowu zostawiła mnie z facetami, których w dodatku nie znam. Zaczęło się robić trochę niezręcznie, nikt za dużo nie mówił. Nie miałam wyjścia, otworzyłam kolejne wino. Zaczęłam widzieć podwójnie. Chłopcy też nie byli zbytnio trzeźwi.
- Ej, miłości nie ma - zaczął Niall.
Filozofia po alkoholu taa. Jeszcze na mój ulubiony, ostatnio, temat. Nie miałam ochoty tego komentować, wyzerowałam 3/4 szampana, które zostawiła Eliza. Chłopcy popatrzyli się na mnie z podziwem i zdziwieniem.
- Whoa, chyba poruszyłem niewłaściwy temat
Wzruszyłam ramionami patrząc na blondyna. 
- Jak można mówić że nie ma miłości?
Spojrzałam się na Liama. Widziałam jakąś pasję w jego oczach. Słuchałam go dalej.
- Jeżeli zakładasz, że jest nienawiść, to musi być też miłość. Możesz sobie zadać pytanie - czym ona jest. Ale miłość jest..
- ...nieokreślona - dokończyłam. Liam spojrzał się na mnie z uśmiechem.
- Nie da się jej zdefiniować, pod żadnym względem. To coś uniwersalnego. Napewno jest czymś pięknym, chociaż piękno to też kwestia względna. - kontynuowałam. 
Liam dalej na mnie patrzył. Łał, ładne oczy.
- Pierdole to..chwila..źle się czuję.. - powiedział Niall, cały blady.
Oho, pierwszy raz w życiu spotkałam kogoś, kogo organizm reaguje na alkohol gorzej, niż mój. Wstałam i mimo, że sama się zataczałam, zaprowadziłam go do łazienki. Zdążyliśmy w idealnym momencie. Siedziałam chwilę z blondynem, do czasu, kiedy zauważyłam, że zasnął przytulony do deski klozetowej. Przykryłam go jakimś kocem i wróciłam do chłopaków. Kręciło mi się w głowie jak cholera. Usiadłam obok nich, wypiłam kolejną lampkę szampana. Tak, to była idealna noc do kompletnego zniszczenia się.
- Ja jestem w związku od paru dobrych lat. I wiecie co? Jestem szczęśliwy. Miłość to po prostu najczystsza forma uzależnienia, a narkotykiem jest druga osoba. Jesteś na haju będąc w jej pobliżu, tracisz poczucie czasu, miejsca, liczy się tylko tu i teraz, to zupełnie inny wymiar świadomości. I nie wierzę, że to teraz mówię, bo nienawidzę takiego pierdolenia, ale to jest piękne.
Zayn, Liam i ja spojrzeliśmy się na Louisa. Takie przemowy są do niego zupełnie niepodobne. Ten jednak po chwili wyjął z kieszeni marchewkę i zaczął ją jeść. To totalnie rozluźniło atmosferę.
- A teraz pozwólcie, że zawiozę rzygusa Nialla do domu, sam się nie dowlecze a jako jedyny nie mam żadnych promili alkoholu we krwi. Miłej nocy dzieciaki, bawcie się dobrze! - po czym wyszedł, gładząc swój pasiasty T-Shirt. Zostaliśmy we trójkę.
- A jak właściwie jest z Tobą? - Zayn skierował swoje piękne, czekoladowe oczy w moją stronę.
Jackpot, akurat dzisiaj trafiło mi się takie pytanie. Patrzyłam się w ziemię, wiedziałam jednak, że zarówno Zayn jak i Liam patrzą się na mnie z zainteresowaniem.
- W sumie to chyba nie mam powodu, żeby Wam nie ufać. OK, podobnie jak Louis, byłam w paroletnim związku, do dzisiaj. Teraz to już właściwie nie wiem, czy to była miłość, czy rutyna. Wiem napewno, że ufałam mu w stu procentach. Po tylu latach, zdradził mnie z całkowicie przypadkową osobą. Zero skruchy, cieszył się, że się o tym dowiedziałam, męczyła go monotonnia...
- ...chyba monogamia.. - przerwał mi Zayn.
- W każdym razie.. - kontynuowałam - gdyby nie alkohol płakałabym teraz w poduszkę. Pierdolić facetów. Bez urazy panowie, z Wami piję, Wy jesteście w porządku.
Słychać było, że siedziałam już ładnie wstawiona.
- Chłopak nie wie co stracił. Miał normalne życie i super dziewczynę. Byłem z Danielle dwa lata, nie wytrzymałą presji, ze strony fanek, mediów. To istne piekło, i mało kto długo wytrzymuje życie w tym gównie. - Liam wyraźnie posmutniał. W sumie to miał rację. Bałam sie o Elizę. że wchodzi do tego chorego świata show businessu. Albo to właściwie on wchodził. W jej życie buciorami.
***
Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy. Chyba przyśniło mi się, że Zayn pocałował mnie w usta., dziwne. Obudziłam się między przytulającym mnie Liamem, a Zaynem na ziemi. Nade mną stała Eliza trzymająca za rękę Harrego. Najlepszy poranek, jaki mogłabym sobie wyobrazić.

Z PERSPEKTYWY ELIZY

Harry zaprosił mnie na kolację, na którą mieliśmy wybrać się wczoraj. Znowu się bałam, ale już nie tego, że spotkanie będzie niewypałem. Wręcz przeciwnie, że sielankę przerwie wyjazd zespołu do Stanów. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, miał przyjechać po mnie lada chwila. Czerwona, obcisła sukienka z dekoltem, czarne Laboutin'y i Chanel Mademoiselle. Przegładziłam ręką moje blond loki, poprawiłam czerwoną szminkę na ustach. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam przed drzwi. Szłam wyprostowana, modląc się tylko, żeby nie wywalić się przed Styles'em. Na przywitanie czule się pocałowaliśmy. Otworzył mi drzwi, usiadłam obok niego.
- Do której restauracji jedziemy? - zapytałam.
- A kto mówił coś o restauracji?
Zaczęłam się denerwować, że coś mi się pomieszało, ale przecież Harry był w koszuli i eleganckich butach.
- Miałeś zabrać mnie na kolację...?
- Jedziemy na kolację. - odwrócił głowę w moją stronę i pocałował mnie w czoło. Jechaliśmy już dobre półtorej godziny, byliśmy gdzieś na przedmieściach Londynu. Znajdowaliśmy się w bliżej nie określonej lokalizacji, typowo angielski krajobraz - wysokie, zielone pagórki, doliny w których gdzieniegdzie znajdowały się domki i pasły się owce. Zatrzymaliśmy się na jednym z najwyższych pagórków.
- Je demande, mademoiselle? - podał mi rękę. Wysiadłam, choć było to nie lata wyzwaniem w 15-centymetrowych butach. Pod moimi stopami rozpościerał się malowniczy obraz zielonych pagórków, przez który płynął strumień, wzdłuż którego poukładane były światełka, tworzące napis "you are incredible". Naprawdę nie wierzyłam w to, co widzę. Czułam się jak jedyna dziewczyna na świecie. Jakbyśmy we dwoje byli jedynymi ludźmi na świecie. Nawet zaczynałam w to wierzyć.
- To Ty jesteś niesamowity..
Przytuliłam się do niego. Nie zasługiwałam na to, nie zasługiwałam na niego, właściwie to nie zasługiwałam na nic, co mnie w moim życiu spotkało. Cieszyłam się chwilą, będąc świadoma, że przepiękne chwile spotykają mnie tylko po to, żeby zaraz poszły się jebać i żebym cierpiała podwójnie.
- Wracając do kolacji.. - zaczął Hazza.
Zupełnie zapomniałam o kolacji. Loczek wyjął z kieszeni swojego ulubionego batona. 
- Tylko pamiętaj, musimy jeść jednocześnie, żeby drugi paluszek twixa nie poczuł się samotny.
Zaczęłam się śmiać, miałam łzy w oczach. To było naprawdę zbyt piękne. Zdjął marynarkę i rozłożył ją na trawie. Zaproponował, żebyśmy usiedli. Przytulił mnie do siebie i przyglądał mi się.
- Nie patrz na mnie - powiedziałam zasłaniając twarz rękoma. Nienawidzę mojego profilu.
Schował moje dłonie do swoich. Przybliżył się lekko.
- Jesteś piękna - wyszeptał mi do ucha.
Moje najgorsze obawy się spełniały. Totalnie się w nim zatracałam. Nie czułam żadnego skrępowania. Usiadłam na nim, dokładnie przyglądałam się jego twarzy. Na policzku miał bliznę, nigdy wcześniej jej nie zauważyłam. Jego oczy w świetle księżyca przyjęły barwe czystej, intensywnej zieleni, choć w zależności od światła bywają niebieskie lub szare. Usta. Kąciki ust podniosły się do góry w chwili, kiedy na nie spojrzałam. Uśmiechnął się. Dokładnie wiedziałam, w którym miejscu powstaną dołeczki. Pokochałam każdy-centymetr-jego-ciała. Przede wszystkim pokochałam jego osobowość. Nie potrzebowaliśmy rozmawiać. Patrzyliśmy sobie w oczy i dokładnie wiedzieliśmy, co druga osoba chce nam przekazać. Miałam wrażenie, że nasze dusze unoszą się gdzieś splątane w jedność pod powierzchnią, odcięte od całej reszty. 
- Kocham Cię
Patrzyłam się na niego bez słowa. Powiedział to. Cholera, powiedział.
- Kocham Cię, kurwa.
Patrzył się na mnie dalej. Nie, żebym mu wierzyła. Ja to wiedziałam. Czytałam z niego jak z kartki.  Nie lubię mówić. Po prostu go pocałowałam. Doskonale wiedział, co to oznaczało. "Ja Ciebie też".

1 komentarz:

  1. Kiedy kolejne części ? :> super to jest, genialnie piszesz! <3

    OdpowiedzUsuń