środa, 29 lutego 2012

3. Rule The World

- Z duża. Przyniesiesz mi S?
- Pewnie. Trzymaj.
Tym razem mała czerwona pasowała idealnie.
- Może być?
- Ba! Idę zająć kolejkę do kasy!
Przejrzałam się jeszcze parę razy w lustrze, wygładziłam sukienkę. Ładne buty, pomalowane paznokcie i będzie dobrze, mam nadzieję. Stresowałam się jak cholera, może w końcu zaczniemy w odpowiedniej kolejności. Harry zarezerwował stolik na 19, zostały mi cztery godziny. Wracając do domu oślepił mnie parę razy blask fleszu. Nie wiem czy byli to paparazzi, czy już efekt placebo. Po powrocie wzięłam relaksującą kąpiel w olejkach, nałożyłam wałki, wyszłam do Marci. Paliła na łóżku z notebookiem na kolanach. I ten jej wyraz twarzy. Zwiastował kompletną katastrofę i przyszłe załamanie emocjonalne. Ukucnęłam przy niej nic nie mówiąc. Pokazała palcem na zdjęcie z imprezy w Szczecinie, na którym Tomek całuje się z jakąś dziewczyną. Cała pobladłam. Oczy Marceliny były całkowicie przeszklone, nie wiedziałam, czy to przez dym, czy przez chłopaka. Po prostu się do niej przytuliłam, siedziałyśmy tak z trzydzieści minut. Trwanie w tej pozycji przerwał nam dzwonek telefonu Marceli.
- Odbierz - poradziłam jej. Wiedziałam, że to Tomek. Przyłożyła komórkę do ucha. Słuchała, nie odezwała się ani słowem. Po pięciu minutach milczenia się rozłączyła.
- Związek na odległość nie ma sensu. Za długo w tym siedział, chce teraz pocieszyć się wolnością. Przyjechał na weekend bo chciał to zakończyć, ale nie miał odwagi, i cieszy się, że te zdjęcie się ukazało.
Zatkało mnie. Z takiej strony go jeszcze nie znałam. Prawdziwy drań, miałam ochotę zadzwonić do niego i wszystko mu wygarnąć, nie, jeszcze lepiej - obić mu pysk, żeby Marcelina nie miała nad czym płakać. Zbliżała się 19. Bałam się zostawić Marceli samej, ale nie miałam wyboru. Wskoczyłam w dresy, założyłam najwygodniejsze buty i wyszłam z domu. Przez ostatnie parę godzin, od obejrzenia zdjęcia Tomka kompletnie się wyłączyłam i zapomniałam o Harrym i o jakimkolwiek spotkaniu. Myślałam tylko o tym, jakimi skurwielami są faceci. Zaszłam do Tesco. Kupiłam trzy paczki pringlesów, czekolady, wszystkie możliwe rodzaje lodów Ben & Jerry's, popcorn, właściwie wszystko co spełniało kryteria kaloryczności i smakowitości. Doliczając 8 paczek petów i starbucks'owe frapuccina na wynos. Wróciłam do domu obładowana tobołami wszystkiego co najlepsze.
- Co tutaj robisz i dlaczego jesteś w dresie? - zapytała się zdziwiona Marcela. Cała się rozmazała, wyglądała jak malutka panda.
- Dziś Ladies night! - rzuciłam w stronę Marceli jej piżamę, rozłożyłam wszystkie opakowania lodów dookoła łóżka, wzięłam dwie łyżki i najmilszy koc jaki miałyśmy. Włączyłam Titanica na laptopie. Patrzę na zebarek - 20. Wysłałam Harry'emu lekko kąśliwego SMSa "Przepraszam, nie dam dziś rady, sytuacja awaryjna. Na pewno znajdziesz miłe zastępstwo na ten wieczór". W tej chwili każdy osobnik płci męskiej był moim wrogiem.
Bilans wieczoru:

  • 10 litrów lodów i sorbetów
  • 2 litry czerwonego wina
  • 4 paczki fajek
  • 3 opakowania chusteczek
  • połowa makijażu oczu rozmazana pod powiekami

- Nie wierzę, że nie spotkałaś się z Hazzą. Przecież to Harry Styles, a nie jakiś chłoptaś.
- Pierdolisz głupoty. To tylko samiec, kolejny skurwiel, no. Nie, nie mam dziś siły na facetów. Ani dziś ani w ciągu najbliższego miesiąca.
- Piątka siostro!
Leżałyśmy jedząc pringlesy i rozmyślając nad formą projektu na zajęciach psychologii. Nagle coś stuknęło w okno. Dziękować Bogu, że nie oglądałyśmy żadnego horroru, bo pewnie wyskoczyłabym z tasakiem. Wyjrzałam przez nie. Pomyślałam tylko "O ja pierdolę".
Stał tam pod oknem, z cymbałkami. Otworzyłam okno.
- Co ty robisz?
- Próbuję być romantyczny!
- Za dużo filmów się naoglądałeś kochanie
- Niestety nie potrafię grać na gitarzę, ale przygotowałem coś innego..
I zaczął śpiewać "Rule The World" Take That. I grać do tego na cymbałkach, co wyglądało absolutnie komicznie. Marcela stanęła za mną, zaczęła chichotać.
- Jest przeuroczy - szepnęła mi do ucha.
Rzeczywiście, 21-letni facet grający serenadę na cymbałkach o godzinie 23. Przeurocze.
W trakcie drugiego refrenu z krzaków wyszła cała reszta zespołu - Zayn, Louis, Niall i Liam. Śpiewali już całą grupą. Sąsiedzi zaczęli się budzić, jednak nikt nie rzucał pomidorami i nie wzywał policji, jak to zawsze bywało w filmach. Po zakończeniu pokazu ludzie wyglądali z okien i klaskali. Ironia sytuacji mnie przerastała. Zza rogu wyskoczyli fotoreporterzy. Przepięknie uśmiechnęłam się do obiektywu jednego z nich pokazując środkowy palec, chłopaków zaprosiłyśmy do siebie.

- To było szaleństwo haha! Nigdy czegoś takiego nie robiłem - powiedział podekscytowany Niall przekraczając próg mieszkania.
- Dziewczyny, chyba coś Wam się stało...
Nie zrozumiałyśmy słów Liama. Spojrzałyśmy na siebie i...no tak. Titanic + tusz i eyeliner, doskonałe połączenie.
- Rozgośćcie się u nas w pokoju, zaraz dojdziemy! - pokazałam chłopakom kierunek . Liam i Zayn śledzili Marcelinę wzrokiem. Nic dziwnego, nawet jako panda wyglądała świetnie. Poszłyśmy do łazienki, przydałoby się nie straszyć twarzą. Wróciłyśmy piękne, jak zwykle z resztą, trzymając kolejne dwie butelki wina. Jak szaleć to szaleć.
- Chodźmy się przejść - szepnął mi do ucha Harry. Wymknęliśmy się żeby nikt nas nie zauważył. Zostawiłam Marcelę pod opieką czterech dżentelmenów i dwóch butelek alkoholu.
Szliśmy wzdłuż uliczek białych szeregowców.
- Pojutrze wyjeżdżamy do Stanów
- Pardon?
Nie wierzyłam w to co słyszę. Wydawało mi się, że średnio mi na nim zależy, jednak po tym co powiedział miałam ochotę zamknąć go w klatce i wpatrywać się w niego całymi dniami.
- Wywiady, koncerty w paru stanach. Nie będzie nas dwa tygodnie.
- Co to ma właściwie być? - zapytałam, już zestresowana. Łzy cisnęły mi się do oczu, robiłam wszystko żeby powstrzymać się od niekontrolowanego wybuchu płaczu.
- Ale o czym Ty mówisz?
O czym mówię? Zaczęła mi się trząść dolna warga. Miałam już zdecydowanie dosyć na dzisiaj. Błądziłam w jego oczach, szukałam w nich czegoś. Osobiście znałam go czwarty dzień. Czułam się przy nim jak zakochana smarkula.
- O nas - odpowiedziałam.
Wyszliśmy z osiedla na plac trawiasty. Zatrzymał się na chwilę.
- Połóżmy się na trawie - zaproponował Styles.
Tak też zrobiliśmy. Niebo mieniło się tysiącami migoczących gwiazd. Ku mojemu zaskoczeniu przyciągnął mnie do siebie tak, że leżałam na jego klatce piersiowej. Złapał moją brodę końcami palców i skierował w stronę swojej twarzy. "Jak słodko, zaraz się porzygam." pomyślałam. Od razu usłyszałam w głowie głos Marceliny, jak mówi, że chociaż raz mogłabym wczuć się w klimat. Chyba wykształciłyśmy już u siebie zdolności telepatyczne. Miała rację.
- Podchodząc do Ciebie w tym pubie, spodziewałem się czegoś kompletnie odmiennego. Szczerze? Myślałem że skoczysz mi na szyję i wylądujemy prosto w łóżku.
- W sumie, to Twoje wyobrażenie niewiele różniło się od zaistniałej sytuacji...
Zaśmiał się.
- Nigdy nie musiałem się o nikogo starać. Wykorzystywałem i zostawiałem, mimo że z natury jestem uczuciowym romantykiem. Nie znalazłem nikogo, kto przykułby moją uwagę na dłuższą metę.
"4 dni, whoa, rekord" pomyślałam. "Shhhh niech mówi dalej" usłyszałam w głowie głos Marceli.
- Jesteś niezwykła.
Przez chwilę po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. Byliśmy tak blisko, ze bałam się, że poczuje jak serce wyskakuje mi z piersi. Pocałował mnie. To było coś kompletnie odmiennego niż pocałunki, których doświadczyłam do tej pory. TO było szczere. Czułam się jak na haju, straciłam kontrolę nad ciałem a w głowie siedziała mi tylko różnorodność tęczówki jego oczu. Poczułam się jak pani świata.

Zasnęłam na nim myśląc o nim, obudziłam się obok niego widząc jego twarz. Przez parę godzin doznałam prawdziwego szczęścia. Wstałam druga. Otwierając oczy zobaczyłam już jego roześmiane patrzydła skierowane w moją stronę. Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że znajdujemy się na środku trawiastego placu, a ludzie z zainteresowaniem się nam przyglądają. W końcu wstaliśmy, wytrzepaliśmy się i zmierzaliśmy w stronę mojego domu.

2 komentarze: