środa, 14 marca 2012

5. Surprise!


Składam moje sukienki w kostkę. Dalej nie mogłam uwierzyć w jego propozycję, to wszystko toczyło się zdecydowanie za szybko. Marcelina jechała razem z nami, a zaprosił ją, ku mojemu zdziwieniu - Zayn. Myślałam, że lepiej być nie mogło - pierwszy raz w życiu cudowne chwile nie zamieniają się w nostalgię (póki co).
- Brałaś mój Zakon Feniksa? - zapytała się Marcelina.
- Nie, czytałaś go ostatnio na wakacjach w Miami u Wiktorii i Gabi. - odpowiedziałam.
- Dobra, mam!
Fanatyczka. Cały czas maniaczyła tego pottera. Spakowałyśmy się. Dostałam SMSa od Harrego, że czeka na nas samochód. Wyszłyśmy, przywitał nas całkiem sympatyczny kierowca, zabrał nasze bagaże. Wsiadłyśmy kierując się w stronę lotniska.
- Wciąż w to nie wierzę... - uszczypnęłam Marcelę w rękę.
- Ała! Ale ja wierzę, nie musisz mnie szczypać!
- Właściwie, to dlaczego Zayn Cię zaprosił?
- Nie wiem, pewnie było mu szkoda, że zostałabym sama..
- Tak, pewnie masz rację! W ogóle się Tobą nie zajarał.
- Daj spokój, nie zachowuj się jak czternastolatka. Myśl realnie. Nigdy nie spodobałabym się TAKIEMU chłopakowi, nie ta liga. Pozatym, póki co mam dosyć kutasów. Pod jakąkolwiek postacią.
Pokręciłam tylko głowo patrząc na przyjaciółkę. Już ja wiedziałam co się kroi, za dobrze ją znałam.

Musiałyśmy jechać transportem publicznym, nie prywatnym z chłopakami, ich managerowie nie wyrazili na to zgody. Czekałyśmy ponad 30 minut na nasz lot London-NYC. Postawiłyśmy ostatni krok na ziemi brytyjskiej. Następny miał być już w Stanach.

***

Marci zatraciła się w świecie Pottera, ja w świecie Pink Floydów. Ku mojemu zdziwieniu, leciało z nami wyjątkowo dużo azjatów. No ale, Londyn i Nowy Jork to w końcu mozaika kulturowa, nie ma się co dziwić. Zdrzemnęłyśmy się parę razy, chociaż okropny ból ucha nie dawał mi spokoju. Po paru godzinach samolot przygotowywał się do lądowania. Myślałam tylko o tym, że już za chwilę zobaczę się z Harrym. Zaczęłyśmy powoli pakować nasz bagaż podręczny, kierując się w stronę wyjścia.
- Witamy w Korei! -usłyszałyśmy głos stewardessy z głośników samolotu. Popatrzyłyśmy się na siebie w szoku, ale szłyśmy dalej. Kierowałyśmy się w stronę budynku lotniska. Dopiero przy tabliczce "Seoul airport" wybuchłam śmiechem.
- Jesteś durna!? To wcale nie jest śmieszne! Gdzie my w ogóle jesteśmy! W jakimś socjalistycznym państwie, teraz zamkną nas w dyktatorskim więzieniu i już nigdy nie zobaczymy naszych rodziców! Cing ciang siong? Śmiej się dalej!
- Kochana, nie jesteśmy w Korei północnej, tylko południowej. Poza tym to Azja, rzut beretem do Ameryki. - faktycznie, śmiałam się dalej. Niesamowite, gdzie poprowadzi nas los. Szłyśmy przed siebie, otoczone samymi skośnookimi. Odebrałyśmy nasze walizki, nagle usłyszałam dźwięk dzwonka.
- Halo? Gdzie jesteście, Louis wyjechał po was na lotnisko, w dodatku przebrany za kobietę, żeby nikt go nie poznał...- jego głos. Jaki kojący.
- Chyba mu się to podoba, co?
- Hahaha, właściwie to tak! Ale ponawiam pytanie, gdzie jesteście?
- W Korei.
- Ha ha, żart roku. On na was czeka.
- Harry, naprawdę jesteśmy w Korei.
- Słucham? CO-ROBICIE-W KOREI?
- Jemy psy. Bardzo smaczne, mogli w sumie bardziej podpiec.
- To nie jest zabawne!
Tylko mnie śmieszyła ta ironia losu?
- Nigdzie się nie ruszajcie. Wysyłam po was prywatny samolot. Z kobietami jak z dziećmi...- kontynuował.
- Jak z dziećmi, powiadasz? No wiesz, z tego co wiem Caroline jest jeszcze wolna, skoro jestem dzieckiem...
- Oj przestań! Masz być jak najszybciej przy mnie. Marci też, bo Zayn mi już jęczy...(w tle słychać pełne paniki krzyki Malika "Ty zjebie! Morda! Jeszcze słowo!" - ale to MY jesteśmy dziećmi...)
- Czekamy na tego waszego tajniaka z samolotem. Louis zdąży w międzyczasie jakiegoś faceta na lotnisku poderwać.
Wyobraziłam sobie Harrego uśmiechającego się sam do siebie, tymi pięknymi dołeczkami, przykładającego do ucha telefon.
- Transport wysłany! Kocham Cię, bądź szybko.
Chyba liczył na odpowiedź. Jeszcze jej nie usłyszy.
- Buziaki! - rozłączyłam się.
Marcelina siedziała w dalszym ciągu oszołomiona.
- Zaraz przyleci po nas ktoś od chłopaków i zabiorą nas prosto do ich hotelu.
- No ja myślę! Nie możemy same nigdzie się wybierać. Nie możemy, to się źle skończy.
W tej kwestii musiałam przyznać jej rację. Żadna z nas nie była odpowiedzialna. A ja to już w ogóle. 

Siedziałam już owinięta hotelowym szlafrokiem. Dziś gala rozdania nagród grammy, a chłopcy biorą nas ze sobą. Byłam zdenerwowana, tym bardziej, że za chwilę miała poznać Eleanor i Mirandę, dziewczyny Louisa i Nialla. Suszyłam włosy, Marci malowała paznokcie.
- Podekscytowana? - odwróciłam się do niej
- Weź nic nie mów, zaraz zwymiotuję z nerwów.
- Pewnie Zayn zabiera Cię z uprzejmości..
- Ty jednak durna jesteś. Nie zabierałby mnie nie z uprzejmości, żeby nie było podejrzeń w mediach.
"Tak, to ja jestem durna" - pomyślałam.
Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. Stał za nimi wysoki, dobrze zbudowany chłopak, wyjątkowo przystojny, o słowiańskiej urodzie. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że stoję w wilgotnych włosach owinięta jedynie ręcznikiem hotelowym.
- Cześć, jestem Adam, brat Eleanor... - powiedział głębokim, ciepłym głosem.
- Eliza! - podałam mu rękę.
- Przepraszam że przeszkadzam...
- Nie ma sprawy, wejdź do środka!
Marcelina na jego widok dosłownie - spadła z łóżka. Niezręcznie wygramoliła się z podłogi.
Chłopak uśmiechnął się.
- Adam
- Marcelina - Adam złapał delikatnie jej dłoń ze świeżo pomalowanymi paznokciami i złożył na niej delikatny pocałunek. Widziałam, że ugięły się pod nią kolana. Nie dziwię jej się.
- Wybaczcie zajście, Eleanor prosiła przekazać, że lada chwila zabiera was do fryzjerki
- Dziękujemy za informację! - uśmiechnęłam się życzliwie. Był idealny, miał w sobie jakiś magnes.
- To byłoby na tyle. Do zobaczenia wieczorem- wyszedł puszczając oczko w naszą stronę.
ŁAŁ. Spojrzałyśmy się na siebie. Obydwie myślałyśmy o tym samym. "Co to była za dupka?"

Pół godziny później siedziałyśmy już w fotelu fryzjerskim. Eleanor była jedną z najbardziej sympatycznych, skromnych osób, jakich miałam okazję kiedykolwiek poznać. Mirandę kojarzyłam z telewizji. Wywarła na mnie również dobre wrażenie. Mało się z Marceliną odzywałyśmy, byłyśmy onieśmielone ich obecnością. Fryzjerzy wyczarowali nam cuda na głowach. Pierwszy raz w życiu nie mogłam napatrzeć się na moje odbicie w lustrze. Teraz tylko makijaż, odzianie sukienek, butów, i czas ruszać na galę...

3 komentarze:

  1. Czekam na dalsze rozdziały , oby jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba! :)
    Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy cos nowego?!?!?!

    OdpowiedzUsuń